Waśniów
Informacje praktyczne
- Informacje szczegółoweZwińRozwiń
- Powiat:
- ostrowiecki
- Gmina:
- Waśniów
- Adres:
- Waśniów
- Region turystyczny:
- Ostrowiec Świętokrzyski i okolice
Opis
Tajemnicza owieczka
Angelika Nowak, Pękosławice
Na niewielkim wzgórzu, na małej polanie istniał kiedyś na waśniowskiej ziemi mały, drewniany kościółek. Otoczony był niewielkim laskiem. Rosły w nim i duże i małe, czarne i białe, buki i dęby, topole i sosny, wśród których płynął dziwię radosny. Wesoły śpiew słowików, kukanie kukułek, stukanie dzięciołów i szum liści na lekkim wiaterku sprawiał, że istniał tu mały raj na ziemi.
Ludzie, żyjący w tej jeszcze niewielkiej osadzie, byli szczęśliwi. Przychodzili na polanę medytować, odpoczywać, modlić się i cieszyć życiem. Stary kościółek z zewnątrz wydawał się mały, lecz po wejściu do środka czuło się jakby wznosił się w przestworza, a przecież mieściło się w nim zaledwie 30 osób! W maleńkiej świątyni nie było żadnych ikon, obrazów ani okien, ale i tak dla parafian była przepiękna. Niektórzy mówili, że ten kościół naprawdę był wielki wewnątrz, to znaczy był wielki duchem. Im bardziej rosła miłość wśród mieszkańców osady, tym rosło (właśnie na duchu) i wznosiło się w niebiosa wielkie serce świątyni, będącej odzwierciedleniem miłości Boga do ludzi.
Szczęście - jak to zwykle bywa - nie twa wiecznie. Tak tez się stało i w tym wypadku. Między ludźmi pojawił się cień zazdrości i pychy, Do tej pory kościółek był niczyj (nie należał do nikogo), ale równocześnie był własnością wszystkich ludzi. Stał się jednak przedmiotem sporu, nagle to wspaniałe miejsce zapragnęli mieć wszyscy. Całe szczęście zostało zakłócone przez zwykłą ludzka chciwość. Każdy zapragnął mieć ten „mały raj" tylko dla siebie. Życie w maleńkiej osadzie uległo zmianie, z dnia na dzień ludzie stawali się coraz bardziej zawistni. Nie było już w nich tyle miłości i dobroci. Nie chodzili już do świątyni, aby pomodlić się, odkryć swoją własną misję, lecz po to aby pilnować „swojej własności" i nie pozwolić innym jej zagrabić.
Wszystka radość tego miejsca nagle zniknęła. Osada stała się miejscem sporów i kłótni mieszkańców nie tylko już o drewniany kościółek ale także o inne błahe sprawy, np. o mur graniczny, psa szczekającego w nocy czy o szklankę cukru pożyczoną na wieczne oddanie. Ludzi nie obchodziły już uczucia innych, stali się samolubni, egoistyczni i zuchwali. Wciąż toczyli między sobą wojny, nie potrafiąc dojść do obopólnej zgody i pojednania.
Była jesień. Pewnego dnia z samego rana mieszkańcy poszli na polanę doglądać „swojego dobytku". Ku ich zdziwieniu miejsce to było puste! Kościół zniknął. Nie było już małego, drewnianego budyneczku. Po prostu zapadł się niespodziewanie pod ziemię! Do tej pory nie zostało wyjaśnione, co tak naprawdę się stało. Jedni twierdzą, że skoro zanikła miłość między ludźmi, to serce świątyni zaczęło maleć, a skoro miejsce to było kiedyś źródłem miłości (jaką dał ludziom Bóg), której zabrakło między mieszkańcami, stało się bezwartościowe i przestało istnieć.
Inni, bardziej złośliwi powiedzieli, że ktoś nocą zburzył kościół ze złości, że nie może go mieć. Nad osadą, oddaloną o kilka wiorst od Gór Świętokrzyskich (gdzie odbywał się kiedyś zlot czarownic) zapadł mrok. Rozpoczął się koszmar. Płacz, ból i zgrzytanie zębów. Mieszkańców dręczyło to przekleństwo. Cierpieli, jęczeli, umierali.
Niektórzy domyślali się co było przyczyną ich cierpienia. Chodzili często na polanę, spacerowali, rozmyślali. W płaczu mówili, że już nigdy nie będzie tak samo. Padając na kolana błagali Boga przywrócenie im świątyni, lecz obawiali się, że to już niemożliwe. Tak, oni znali całą, nagą i okropną prawdę. Oni wszystko rozumieli...
Na polanie, w dołku, na miejscu, gdzie stał kościółek, zaczęto widywać maleńką białą jak śnieg owieczkę, błąkającą się gdzieś pomiędzy drzewami. Jej bielutka wełna lśniła na odległość, a beczenie przypominało płacz niemowlęcia. Od jej pojawienia zaczęły dziać się straszne rzeczy. W okolicy pojawił się morderca, który zabijał z premedytacją. Jego ofiary nie umierały od razu, dusił je, kaleczył ciało i pozostawiał, żeby wykrwawiły się na śmierć.
Gdy tylko ktoś zauważył hasającą po lesie owieczkę. To na drugi dzień znajdowano kolejną zabitą osobę, której ciało poniewierało się gdzieś po polach, szarpane przez dzikie zwierzęta. I to nie wszystko. Osadę objął lęk. Zaczęły się rodzić martwe dzieci. Kobiety umierały młodo. Ciągle padał deszcz, nie śmieciło już słońce nad tą - niegdyś - piękną osadą. Zapanował głód. Pola nie rodziły już tak ogromnych plonów. Ba! Nie rodziły już nawet marnych plonów, a ludzie, jak to ludzie, zamiast pomagać sobie, wspierać się wzajemnie, nie przestawali się kłócić. Jeden drugiemu by mało oczu nie wydrapał z zawiści.
Winą za niepowodzenia i cierpienie obarczono niewinne, maleńkie zwierzę błąkające się czasami po polanie, widziane tuż przed jakąś śmiercią czy klęską. Zaczęto się bać bielutkiej owieczki, uważano, że to sam diabeł wcielony. Ludzi ogarnął strach i trwoga, mieli wrażenie, iż tuż za ich plecami czyha szatan, wcielenie zła. Wyobrażali sobie jego wielkie, krwiste oczy przyglądające się z boku. Słyszano jakieś odgłosy, stukot kół wozu śmierci.
Postanowiono zabić owieczkę winną ich nieszczęścia. Lecz nie można jej było znaleźć. Wycięto więc cały las, wszystkie piękne, okazałe drzewa przestały istnieć. To jednak nie pomogło, mimo iż zwierzątko nie miało się już gdzie błąkać, nadal słyszano jego cichutkie beczenie. Przyprawiało ono o dreszcze. Sytuacja nie uległa zmianie. Wtedy przypomnieli sobie o małym kościółku na polanie, o szczęściu i radości... I wreszcie dotarło do nich, że to nie owieczka była przyczyną ich boleści, ale wina ich samych.
Zrozpaczeni zapomnieli o swoich kłótniach i poszli wspólnie, mimo strachu przed tym miejscem, na polanę. Uklęknęli wokół niej, tworząc zamknięte koło i zaczęli się modlić... Nagle pośród nich pojawiła się owieczka, jeszcze bielsza niż zwykle. Radośnie biegała i swoim, tym razem wesołym, beczeniem sprawiła, że ludzie zaczęli znowu się uśmiechać. Nie bali się już jej. Wiedzieli bowiem, iż jest ona Darem Bożym dla nich samych. Zrozumieli, że to cudowne zwierzę jest pozostałością (maleńką cząstką) tego małego, drewnianego kościółka, że jest miłością jaka panowała kiedyś między nimi. Dzięki niej odzyskali nadzieję, którą dawno utracili przez swoją zazdrość. Niektórzy mówią, że jej wcześniejszy jęk był smutny, ostrzegał bowiem ludzi przed złem jakie na nich czyha.
W 900 r. (niektórzy podają, że miało do miejsce w 1145 r.) na mocy prawnej nadano rozrastającej się osadzie nazwę „Waśniów", od toczących się od lat sporów między jego mieszkańcami. Na polanie, na której dawno temu wycięto las, wybudowano murowany Kościół pod wezwaniem śś. Piotra i Pawła, istniejący do dnia dzisiejszego. Nie przypomina on poprzedniego kościoła, lecz ma swe wnętrze, swe wielkie serce...
Czasami, spacerując po alejkach, możne usłyszeć cichutkie beczenie błąkającej się po polach malutkiej, białej owieczki. Legenda głosi, że jej dźwięk dociera do nielicznych. Tylko ludzie wielkiego serca są w stanie usłyszeć ten piękny, wręcz niebiański głos. Tylko oni są w stanie go pojąć...
Zatarła się już dawna nienawiść między ludźmi, ich kłótnie, spory, waśnie. Lecz nie zginęła, nadal żyje i będzie żyć. Nadal mieszkańcy Waśniowa toczą spory, ale nie zapominają o „wczorajszych snach"...
(Legendy i podania świętokrzyskie, pod red.A.Trukszyn, wydane przez WDK i Jedność, Kielce 2009)